Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oświęcim. Czasem trzeba zdecydować się na krok w tył, żeby potem zrobić dwa do przodu...

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Łukasz Ząbek przed przyjściem do Oświęcimia był ofensywnym zawodnikiem. W trzecioligowej Janinie Libiąż strzelał gole.
Łukasz Ząbek przed przyjściem do Oświęcimia był ofensywnym zawodnikiem. W trzecioligowej Janinie Libiąż strzelał gole. Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z 31-letnim ŁUKASZEM ZĄBKIEM, nowym obrońcą czwartoligowej Unii Oświęcim

- Od czterech lat jest Pan związany z Oświęcimiem. Wcześniej jednak bronił barw Soły. Teraz zdecydował się Pan na przygodę z drużyną z drugiej strony rzeki, czyli z Unią, która awansowała do IV ligi.

- Po odejściu z Soły nie mogłem narzekać na brak ofert. Miałem propozycję z Czańca, który pożegnał się z trzecią ligą. Skoro jednak z tamtego klubu, kiedy występował na szczeblu międzywojewódzkim, zawodnicy odeszli właśnie do Unii, to coś tam musiało być nie do końca w porządku. Mogłem iść na Śląsk, czy zostać grającym szkoleniowcem w Nadwiślaninie Gromiec w okręgówce. Uznałem, że na trenerkę mam jeszcze czas. Kusząca była oferta z Trzebini, która awansowała do zreformowanej trzeciej ligi, ale wcześniej podjąłem rozmowy z Unią, więc nie chciałem wystawiać oświęcimskiego prezesa do wiatru. Poza tym, w Unii mają pewną wizję zespołu, co też miało dla mnie znaczenie. No i są jeszcze kibice. To, jaką fetę zorganizowali w Kętach w tzw. meczu przyjaźni, to mistrzostwo świata. Chciałoby się powiedzieć, że nadchodzi czas Unii. Z taką właśnie nadzieją rozpoczynam w niej pracę.

- Nie traktuje Pan przyjścia do Unii jako sportowej degradacji? Soła występowała przecież klasę wyżej...

- Nie. Już raz kiedyś przeszedłem podobną drogę. Z trzecioligowej Janiny trafiłem do czwartoligowej wówczas Soły. Wtedy też nie brakowało ludzi, którzy pokazywali mi palcem na czoło. Powiedziałem, że czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby potem móc wykonać dwa do przodu. W przypadku Soły znalazło to potwierdzenie, więc dlaczego nie miałoby się powtórzyć w barwach Unii.

- Widział Pan kiedyś Unię w akcji, że bez wahania przyjął Pan jej ofertę?

- Widziałem Unię wiosną na jej boisku, w derbach Oświęcimia, w okręgówce, przeciwko rezerwom Soły. Mecz stał na wysokim poziomie. W rezerwie Soły wystąpiło kilku zawodników z „jedynki”. Unia prowadziła 1:0, potem przegrywała 1:2, by ostatecznie wygrać 4:2. Ma w swoich szeregach kilku zawodników z wyższych szczebli. Wychowankowie są spragnieni sukcesu. Myślę, że szybko odnajdę się nowym gronie.

- Nie ma Pan żalu do Soły, że zbyt łatwo zrezygnowano z jego usług?

- Nie powiem złego słowa na Sołę. Poznałem tam fajnych ludzi. Dalej mam tam wielu kolegów. Cóż, rozstania są wpisane w życie piłkarza podobnie jak u trenerów. Z piłkarzami jest jak z trenerami, są przyjścia i rozstania.

- Ile ma Pan na swoim koncie awansów?

- Trzy. Dwa w Janinie; najpierw do czwartej, a potem do trzeciej ligi i z Sołą do trzeciej ligi.

- Zawsze grał Pan w obronie?

- Nie. Wcześniej byłem ofensywnym zawodnikiem. W Janinie ustawiano mnie w ataku. Jednak tam trudno było strzelać gole, bo zespół grał bardzo defensywnie, więc i okazji bramkowych było mało. W Sole zaczynałem na lewej pomocy, bo miała zawodników od strzelania goli. Potem zostałem jednak przesunięty na bok obrony i tak już zostało.

- Ile zdobył Pan bramek w sezonie będąc ofensywnym zawodnikiem?

- Różnie z tym bywało. Jeden sezon w Libiążu zamknąłem 14 trafieniami. Później było ich tylko 5.

- Wszystkie strzelone gole dają satysfakcję, ale czy jest taki, którego wspomina Pan najmilej?

- To było w trzeciej lidze, w barwach Janiny, kiedy moje trafienie w 89 minucie dało nam remis 1:1. Było ono także przedniej marki, bo po zagraniu z rzutu rożnego uderzyłem z ostrego kąta, w bliższy róg, pod poprzeczkę.

- Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Pana znakiem rozpoznawczym są rzuty wolne?

- Będąc lewonożnym zawodnikiem trenerzy powierzali mi wykonywanie stałych fragmentów z prawej strony pola karnego. Sporo pracuję na treningach nad tym elementem. Mam jakieś warianty zaskoczenia przeciwnika, ale może nie będę o nich głośno mówił, żeby zostawić sobie coś na ligę (śmiech).

- Jak zaczęła się Pana przygoda z futbolem?

- Zaczynałem późno, bo jako 11-latek. Mówię tak dlatego, że teraz w piłkę kopać zaczynają już cztero- czy pięciolatkowie. Jestem wychowankiem Victorii Jaworzno. Właśnie tam, mają 16 lat, zaliczyłem swój seniorski debiut.

- To szybko. Czy nie miał zatem ofert z wyższych szczebli?

- Miałem. Z Zagłębia Sosnowiec i Szczakowianki Jaworzno, które występowały w drugiej lidze. Wtedy to było zaplecze najwyższego szczebla rozgrywek, czyli I ligi, bo nie było jeszcze ekstraklasy. Działacze z macierzystego klubu nie chcieli się zgodzić na transfer. Postanowiłem na rok wyjechać do Anglii, żeby po powrocie stać się wolnym zawodnikiem. Po powrocie bawiłem się w futbol głównie w hali. Właśnie tam spotkał mnie przypadkowo prezes libiąskiego klubu, który zaproponował mi grę w Janinie i tak na nowo zacząłem bawić się piłką.

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto